Moje miejsce na ziemi


Wydaje się, że po tylu wędrówkach, tułaczkach i przeprowadzkach, wreszcie znalazłam swoje miejsce na ziemi - un lugar en el mundo.

"Och, Argentyna, niezobowiązujące szczodre godziny, otwarte domy, czas, który można wyrzucać przez okno, cała przyszłość przed człowiekiem."
/Julio Cortazar "Gra w klasy"/


Cóż można powiedzieć na temat kraju, który kocha się tak bardzo, że chce się do niego wciąż powracać i wędrować znajomymi zaułkami miasta, które kiedyś było obce, a teraz są już oswojone – moje. Mi Buenos Aires querido.

Miejsce gdzie wielkie czerwone słońce co rano wyłania się znad rzeki La Plata, a portier wita mnie przyjaznym „buenos dias”, gdzie ludzie są uprzejmi i uśmiechnięci i nawet kłótnia trwa zaledwie godzinę, bo i tak potem wszyscy zgodnie spieszą przygotować grilla, w parkach wciąż gra się w „grę w klasy”, a rytmy tanga wypełniają wszystkie ulice. Miejsce, gdzie pomyślne wiatry sprowadzają takich zbłąkanych wędrowców jak ja. 

6 komentarzy:

diarios.argentinos@gmail.com pisze...

to zadna sztuka zyc tu w eleganckim budynku z portierem, ktory mowi to swoje falszywe dzien dobry, zadna sztuka spacerowac po puerto madero i znac tylko ta czesc spoleczenstw, ktora obzera sie na kolejnym asado

sprobuj Pani madralinska zyc prawdziwym, statystycznym, jakze srednim zyciem prawdziwej argentyny i wtopic sie w smierdzacy anonimowy tlum pociagu linii san martin, sprobuj sobie tu pozarabiac na zycie bez kontaktow i znjomosci, zalatwic cos w urzedzie SAMA, zaloz i prowadz firme, miej tu rodzine, sprobuj wyjsc na PRAWDZIWA ULICE i pozyc troche dluzej niz raz na jakies czas pare miesiecy i zobaczymy czy dalej bedzie takie querido


zenada, rozpieszczona lalunia spod klosza i jej idealistyczne mzonki

Barbara Radwańska pisze...

Nie ma miejsc idealnych. Nasze postrzeganie zależy tylko i wyłącznie od naszego nastawienia. Być może dlatego Ty zauważasz tylko śmierdzący anonimowy tłum, skoro idealizm dla Ciebie jest wadą. Choć mimo Twojego rozczarowania Argentyną, widzę, że coś Cię tu jednak trzyma. Chętnie bym porozmawiała z Tobą na ten temat i dowiedziała się, co doprowadziło Cię do takiej frustracji, że wylewasz na mnie swoje żale tylko dlatego, że mamy inny punkt widzenia. Właśnie brak tolerancji dla innego zdania doprowadził mnie do poszukiwania innych miejsc. Mimo wszystko bardziej cenię sobie „fałszywą” - Twoim zdaniem - uprzejmość portiera, niż tchórzliwe obrzucanie obelgami pod anonimową osłoną internetu. Mam nadzieję, że stać Cię na poważniejszą dyskusję, niż tylko jakże jednostronną opinię.
Czekam i mimo odmiennych poglądów serdecznie pozdrawiam.

BsAs pisze...

@diariosargentinos: Pani Pawlowicz. Ten styl wypowiedzi juz znamy. Po co wiec chowac sie pod kolejnymi pseudonimami? Moze napisz nam lepiej o swoich kompleksach i problemach, moze bedziemy ci mogli pomoc?
Nie znam Cie, ale okazuje sie ze mamy kilka wspolnych kolezanek. I one, znajac Cie, mowia dokladnie to samo co juz ci czesciowo kiedys napisalem - jesli nie przestaniesz obciazac swymi niepowodzeniami i porazkami wszystkich dookola poza soba, to zle ci bedzie wszedzie, gdziekolwiek nie pojedziesz.

Naprawde zacznij od dbania o siebie sama, bo pisanie o "smierdzacym tlumie" gdy samemu jest sie tlustowlosym, grubym babonem, jest co najmniej smieszne. I zupelnie niewiarygodne.

Porteña pisze...

Zawsze, w kazdym miescie swiata, sa tacy ktorym sie udalo i np. jezdza wlasnymi samochodami, mieszkaja w fajnych domach/mieszkaniach i generalnie sa zadwoleni.
Zawsze sa tez tacy co wiecznie na wszystko narzekaja i swe wlasne porazki/niepowodzenia zrzucaja na karb rzadu, miasta, Zydow, cudzoziemcow, spoleczenstwa, zlosliwosci, korupcji (niepotrzebne skreslic). Mowiac krotko wszyscy sa winni, tylko nie oni.

Ja mieszkam w Buenos Aires od 4 lat. Przyjechalam za tangiem, zakochalam sie w miescie, zostalam. Zalozylam firme, dobrze zarabiam, mam wlasne mieszkanie ktore kupilam bez kredytu, czasem utyskuje, ale generalnie jestem bardzo szczesliwa.
I nie ja jedyna. Bo moi znajomi, a mam ich tu sporo, tak lokalnych jak i ludzi takich jak ja - ktorzy przyjechali z Europy, USA, czy nawet Japonii i sie zakochali w Buenos, tez sa generalnie zadowoleni. Malkontentow unikam bo jedynie zatruwaja zycie.

Na pewno, z mojego doswiadczenia, Argentyna daje wieksze mozliwosci niz Polska, czy nawet Europa. Oczywiscie trzeba lubic poludniowa mentalnosc i czasami uzbroic sie w cierpliwosc, ale generalnie Sky is the Limit.

Poza tym za kazdym razem, gdy jade do Polski, choc mam tam wciaz wielu znajomych i przyjaciol, to jednak wszechobecne chamstwo, rasizm i wlasnie malkontenctwo utwierdzaja mnie, ze decyzja o zostaniu w Buenos, byla jedna z najlepszych jakie podjelam w zyciu. Kocham to miasto jak zadne inne.

Unknown pisze...

Hola:)
właśnie zakupiłem nowego travelera, skusił mnie kolejny artykuł o Peru;)
i tym samym w niedzielne popołudnie czytając natrafiłem na Pani blog. Jeszcze się w niego za bardzo nie wczytałme, ale już zauważyłem adnotacje do naszych pięknych Tatr, gdzie się urodziłem i gdzie wracam co chwila ze swoich podróży, Jeśli będzie Pani w "maju" odwiedzać Zakopane zapraszam serdecznie na latynoską kawę;)
pozdrawiam serdecznie

Mikołaj

america latina pisze...

Hej! Trafiłem na Twojego bloga poprzez jeden z Twoich artykulow w NG, gdzie pisalas o Patagonii.
Tak sie sklada, ze w Patagonii spedzam wiekszosc swojego czasu.
Moze kiedys uda nam sie spotkac, gdzies na stepowych pustkowiach. :)

Bs As nie lubie, wiec to miasto jest tylko miejscem mojego przylotu i wylotu z Argentyny.
Zawsze uciekam do Patagonii :)

Pozdrawiam!