Marzenie Rodolfo


To będzie wpis o marzeniach. Moim i Rodolfo. Moje marzenie spełniło się w tym roku  - skończyłam kurs reżyserii filmów dokumentalnych w szkole filmowej na Kubie. 
Rodolfo poznałam podczas kręcenia naszego filmu dyplomowego. Jest niewidomym muzykiem z małego miasteczka pod Hawaną. Cierpi na nieuleczalną chorobę, która oprócz tego, że doprowadziła go do ślepoty, to z roku na rok coraz bardziej deformuje mu twarz. Mimo to Rodolfo ujmuje radością życia i talentem. Opiekuje się chorą matką oraz komponuje i śpiewa bolera - wzruszające piosenki o miłości. Na pytanie o swoje marzenia odpowiada "Chciałbym, żeby moją muzykę poznał cały świat". Nie prosi o pieniądze, o przywrócenie wzroku, czy normalny wygląd. Najważniejsza jest dla niego muzyka.  
Ten film jest naszym hołdem dla Rodolfo - genialnego muzyka i wspaniałej postaci. Nadając mu tytuł "Marzenie Rodolfo" chciałyśmy spełnić jego marzenie - pokazać jego muzykę światu.

Ps. Dzięki naszym staraniom film był jak dotąd pokazywany na Kubie, w Polsce, w Hiszpanii, na festiwalach filmowych w Sao Paulo i Rio de Janeiro oraz w telewizji brazylijskiej. Chcemy, żeby jak najwięcej osób poznało muzykę Rodolfo i w ten sposób spełniło jego marzenie. 

Finał Camino de Santiago



 Podczas Camino przeszłam niemal 500 kilometrów sama... piechotą. Po kilkunastu dniach wędrówki zmęczona drogą i upałem w roztargnieniu zostawiłam swoją kurtkę na trasie. Wraz z nią straciłam komórkę, aparat ze wszystkimi zdjęciami ze Szlaku i sporą część pieniędzy, które schowane miałam w kieszeni. W jednej chwili stałam się nędzarzem...

Po daremnych poszukiwaniach, gdy już straciłam nadzieję na jej odzyskanie skontaktowała się ze mną para z odległego o ponad 200 km miasta. Jadąc na weekend do rodziny zauważyli moją kurtkę, domyślili się, że to kogoś ze Szlaku, więc obdzwonili wszystkie okoliczne schroniska, póki mnie nie znaleźli. Zadali sobie jeszcze trud, żeby mi ją odwieźć. 
Tym samym myślę, że Moja Droga dobiegła końca. Odzyskałam wiarę w ludzi. 
Bo podczas Camino poznałam mnóstwo obcych mi osób, które zapraszały mnie do siebie, częstowały jedzeniem, zostawiały klucze od domu i dopingowały w moim marszu. Im wszystkim i tym, którzy wspierali mnie z daleka, chcę dedykować moje 500 km Szlaku. 
Bo zgodnie z tym, co mówią pielgrzymi" Camino de Santiago to nie tylko droga, ale symbol, który dla każdego z nasz zaczyna się i kończy gdzie indziej". Czasem kończy się i zaczyna w nas samych...