Finał Camino de Santiago



 Podczas Camino przeszłam niemal 500 kilometrów sama... piechotą. Po kilkunastu dniach wędrówki zmęczona drogą i upałem w roztargnieniu zostawiłam swoją kurtkę na trasie. Wraz z nią straciłam komórkę, aparat ze wszystkimi zdjęciami ze Szlaku i sporą część pieniędzy, które schowane miałam w kieszeni. W jednej chwili stałam się nędzarzem...

Po daremnych poszukiwaniach, gdy już straciłam nadzieję na jej odzyskanie skontaktowała się ze mną para z odległego o ponad 200 km miasta. Jadąc na weekend do rodziny zauważyli moją kurtkę, domyślili się, że to kogoś ze Szlaku, więc obdzwonili wszystkie okoliczne schroniska, póki mnie nie znaleźli. Zadali sobie jeszcze trud, żeby mi ją odwieźć. 
Tym samym myślę, że Moja Droga dobiegła końca. Odzyskałam wiarę w ludzi. 
Bo podczas Camino poznałam mnóstwo obcych mi osób, które zapraszały mnie do siebie, częstowały jedzeniem, zostawiały klucze od domu i dopingowały w moim marszu. Im wszystkim i tym, którzy wspierali mnie z daleka, chcę dedykować moje 500 km Szlaku. 
Bo zgodnie z tym, co mówią pielgrzymi" Camino de Santiago to nie tylko droga, ale symbol, który dla każdego z nasz zaczyna się i kończy gdzie indziej". Czasem kończy się i zaczyna w nas samych...

1 komentarz:

Marta K pisze...

Bardzo interesujący blog ! Trafiłam tutaj za pomocą książki "Podróże życia, 10 niezapomnianych wypraw...". Opisana przez Panią historia była bardzo ciekawa ! Pozdrawiam !